Życie na emigracji – wybory i takie inne
Dziś całkiem coś innego.
Muszę wracać do życia. We wtorek mam rozmowę z terapeutą, nadającym w języku polskim, cóż, pierwsza rozmowa darmowa – a to ważne, bo terapeuta szwajcarski, niestety. Może pomoże, a może dojdę do wniosku, że powinnam sama sobie poradzić.
Inne sprawy:
Parę razy trafiłam na FB i nie tylko na nagonkę przed wyborami. Znaczy się – my, co mieszkamy poza PL powinniśmy mieć zabronione głosowanie. Argumenty z sufitu brane, że ludzie na emigracji nie wiedzą, co się w PL dzieje, że nikt nie będzie prawdziwym Polakom życia układał i takie inne.
Oki, nie to nie.
Jakiś czas temu przyszły do nas dwa listy z urzędu, do mnie i do mojego Ślubnego. Podano nam gdzie jesteśmy wpisani na listę wyborców i pod jakimi numerami, oraz jaki dokument mamy za sobą przynieść na głosowanie.
Jakieś dwa tygodnie temu przyszły znowu dwa listy, duże, specjalnie zapakowane, a w nich listy wyborcze poszczególnych partii, programy i także przedstawiono każdego kandydata. Możemy sobie w spokoju w domu poczytać, wybrać, zakreślić, a następnie 26 maja iść i wrzucić kartkę do urny. Oczywiście opisano dokładnie jak mamy swoimi głosami dysponować. Nie ma żadnego głosowania „w ciemno”, każdy kandydat opisany wraz z adresem, krótki życiorys, czym się zajmuje i status jego również.
Da się? Ano da się. Pomijam, że w CH można wysłać swój głos pocztą, koperta odpowiednio zaadresowana jest zawsze dołączana do kart wyborczych. I jest czas na poczytanie, zastanowienie się, przemyślenie.
Karty są odpowiednio zabezpieczone, więc o jakiś fałszywkach mowy nie ma.
Tym sposobem nasz dylemat przed wyborami został rozwiązany, tym sposobem, my, nie będąc obywatelami tego kraju, w którym mieszkamy – nie będziemy nikomu w PL życia urządzać.
I to byłoby tyle na dzień dzisiejszy, jutro wracam do pracy, tym razem chyba na cały tydzień, co mi wcale, a wcale się nie podoba.