Chyba wiosna idzie …
Tak, bardzo długo się nie odzywałam.
Trudno mi się pozbierać, ale powoli, powoli zaczynam wychodzić ze skorupy. Może dlatego, że tyle na świecie się dzieje, może dlatego, że faktycznie wiosną u nas już pachnie. Jeszcze słońca mało, ale dzień coraz dłuższy i cieplej.
Szczególnie mnie słowo „cieplej” cieszy z uwagi na widmo rozliczenia ogrzewania …
Cóż, nasz budynek jest ogrzewany gazem i w dodatku jest pod ochroną, jako pamiątka tutejsza. Tak, że nie ma mowy o instalowaniu paneli na dachu, czy innych wynalazkach. Nawet, z uwagi na specyficzną konstrukcję podpiwniczenia nie ma jak tejże ocieplić. O energię elektryczną się nie martwię, nasz dostawca prądu jest „zielony”.
I tak sobie myślę, czy aby na bank te wszystkie niby sankcje, które są wymyślone przede wszystkim przez USA, bardziej nie dotkną Europy, niż Putina … Szczególnie mam na myśli nieszczęsny Nord Stream 2. Szkoda, że nie został wcześniej uruchomiony. Dziś podawano w TV – Zdf, że Europa jest w 40 procentach zaopatrywana w gaz z Rosji. Gdzie Europa znajdzie te 40 procent potrzeb? W USA? Bzdura !
Nie powinna mnie już interesować sytuacja w Polsce, ale tam się urodziłam, żyłam i teraz patrzę, jak wszystko się wali. Opowieści o budowaniu bazy odbioru gazu ze statków, bo Świnoujście nie da rady, bajki o dzierżawie gazo-statków, no, to już jest czysta fantazja. A koszty? Pamiętam, jak Polska zrywała umowy długoterminowe na dostawy gazy z Rosji, a teraz co? Ani innych źródeł, ani kasy. A Putin zrobi to, na co się zapowiadało już dawno.
Jeśli USA i Europa sądziła i marzyła o tym, że Putin zgodzi się na zainstalowanie Ukrainy w NATO, to chyba kogoś, mówiąc kolokwialnie, pogięło. Nawet nie wspominam o tym, żeby Ukrainę miano przyjąć do UE. A Putin miałby się temu przyglądać spokojnie. Odczekał, wybrał czas i miejsce i ruszył. Nie jestem zwolenniczką ani Rosji, ani Putina, jestem przeciwna uzależniania kogokolwiek i w jakikolwiek sposób. Niestety, kochani przez Europę (a szczególnie Polskę), sojusznicy w postaci USA pokazali co się dla nich liczy. Nic, poza własnym interesem !
Dobra, dość, bo mi adrenalina skacze.
W domu wszystko w porządku, nie licząc kłopotów zdrowotnych mojego Ślubnego, cóż, czas leci, my w wieku mocno dojrzałym. Tak, czy siak – leczenie w DE jest w mojej ocenie takie, jakiego w PL dłuuuugo nie będzie. Ostatnio specjalista od artretyzmu doszedł do wniosku, że lek na złagodzenie tej przypadłości będzie lepiej działał w postaci zastrzyków do samodzielnej aplikacji, niż w tabletkach. Oki, recepta, do apteki, zapłaciłam 10 euro. Czytam paragon – cena 280 euro za 12 sztuk … Już to widzę w PL …
Wracając trochę do lata. Nasz wierny Kumpel, kundelek niespotykanej postury i charakteru, zakończył swój pobyt po tej stronie i przeszedł przez tęczowy most. Jeszcze bardziej pusto się w domu zrobiło. Nie chciałabym mieć już innego psa. Raz, że tyle lat on był, a dwa, że niestety, te obowiązkowe spacery czasami mogą być problematyczne. I tak sobie kiedyś ogłoszenia przeglądałam i wpadły mi w oczy koty. Myślałam o jakimś zwykłym dachowcu ze schroniska, ale jak przejrzałam warunki adopcji, to już miałam zrezygnować całkiem. Pewnego dnia moja Córcia podesłała mi link do ogłoszenia o sprzedaży trzech kotek rasy Maine Coon, bardzo tanio, jakieś 100 km od nas. Była szara pręgowana, czarna i ta biała. No, prawie biała, ona właściwie zalicza się do shaded maine coon. Ma na wewnętrznej stronie przednich łapek lekkie muśnięcia rudym kolorkiem. Bardzo małe i prawie niewidoczne. Cóż, kupiliśmy. Na początku miała stress, wiadomo, nowe miejsce, nowi ludzie i w dodatku chyba była źle traktowana. Do dziś ma jeszcze pewne urazy dotykowe i nie znosi być brana na ręce. Za to w nocy – dodatkowe ogrzewanie i mruczana kołysanka. Ma tak mniej więcej 3 może 4 lata, nie należy do tych ogromnych maine coonów, ale ma za to „pieski” charakter. Chodzi za nami, miauczy, żeby się z nią bawić, nareszcie zaczęła sporo jeść i wita nas w drzwiach, jak wracamy do domu. A, nazwaliśmy to stworzonko Fizia z uwagi na zwariowany sposób zabawy !
Mam nadzieję, że uda mi się zrobić jej jakieś dobre fotki, pod tym względem nie możemy się dogadać, niestety…
No i to tyle na razie, mam nadzieję, że nie zniknę znowu na rok …